środa, 1 czerwca 2016

"...Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych..."

(source: Pixabay)
 
Kiedyś przeglądałam listę pytań, postawionych przez użytkowników na pewnym katolickim forum pomocy. Znamienne, że powtarzała się z dość dużą częstotliwością - choć odmieniana przez różne osoby, przypadki i historie życia - pewna kwestia: „Jak jest TAM?” Jak jest za granicą śmierci? Jak wygląda życie po życiu? Do czego można to przyrównać? Prowadzący forum cierpliwie starali się udzielać odpowiedzi, zgodnych z Magisterium Kościoła. Nikt z nich jednak nie mógł napisać: ‘Wiem, że jest tak i tak’.

Podobne pytania stawiają sobie - całkiem szczerze - ludzie wszystkich kultur, religii, czasów. Podobne pytanie słyszę także w dzisiejszej Ewangelii, ale w tym przypadku miało ono być akurat swoistą pułapką na Jezusa.
Sadyceusze opowiadają historię pewnej kobiety, która w ciągu swego życia miała siedmiu mężów. Kończą tak: „Przy zmartwychwstaniu więc, gdy powstaną, którego z nich będzie żoną? Bo siedmiu miało ją za żonę.” (Mk 12,23) Odpowiedź Jezusowa pełna jest mocy i prostoty: „Gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie.” (Mk 12,25)

A ponieważ sadyceusze nie wierzyli w zmartwychwstanie, Jezus dodaje: „Co zaś dotyczy umarłych, że zmartwychwstaną, czyż nie czytaliście w księdze Mojżesza, tam gdzie mowa "O krzaku", jak Bóg powiedział do niego: Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba. Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych.” (Mk 12,26-27a)

Życie wieczne istnieje naprawdę. Jak mówi autor natchniony Księgi Mądrości: „Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka - uczynił go obrazem swej własnej wieczności.” (Mdr 2,23) Na razie jednak dla człowieka żyjącego na tym świecie jest ono wielką tajemnicą. Zaś wytrwałe przybliżanie się do tej tajemnicy jest powołaniem. I to nie zastrzeżonym dla nielicznych. Bóg dał je, jako dar, wszystkim swoim dzieciom.

Pisze o tym święty Paweł w Drugim Liście do Tymoteusza: „Nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia. Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według mocy Boga! On nas wybawił i wezwał świętym powołaniem nie na podstawie naszych czynów, lecz stosownie do własnego postanowienia i łaski, która nam dana została w Chrystusie Jezusie przed wiecznymi czasami. Ukazana zaś została ona teraz przez pojawienie się naszego Zbawiciela, Chrystusa Jezusa, który przezwyciężył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię.” (2 Tm 1,7-10)

Bezcennego powołania do życia z Bogiem w Niebie trzeba strzec, jak najdroższego skarbu. Trzeba czasem walczyć, jak żołnierz, o wytrwanie w wierze, nadziei i miłości, zwłaszcza w ogniu pokus i prześladowań ze strony Szatana. Czy taka walka i zmagania o zachowanie łaski uświęcającej w swojej duszy to wstyd? Nie. To zaszczyt i okazja, by opowiedzieć Bogu o swojej kruchej, ale szczerej, ludzkiej miłości do Niego. Tak, jak to czynił św. Paweł, który wyznał: „Z tej właśnie przyczyny znoszę i to obecne cierpienie, ale za ujmę sobie tego nie poczytuję, bo wiem, komu uwierzyłem, i pewien jestem, że mocen jest ustrzec mój depozyt aż do owego dnia.” (2 Tm 1,12).

Takie zmagania będę musiała toczyć aż do ostatniego dnia mojej ziemskiej wędrówki. Ale wierzę, że warto uczynić wszystko, przeżyć życie jak najpiękniej, by po nim móc się spotkać z Bogiem twarzą w twarz w Jego Królestwie. A wtedy pewnie przekonam się, że jest tam „totaliter aliter” (zupełnie inaczej) i o wiele cudowniej, niż mogłam to sobie wyobrazić i wymarzyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz