piątek, 17 czerwca 2016

"Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje..."

(fot. Agnieszka Skowrońska)
 
Historia ta wydarzyła się na jednym z rzymskich uniwersytetów. Był tam pewien student, który na zajęcia przychodził tylko z prostym zeszytem i długopisem. Siedział cicho na krzesełku, uważnie słuchał treści wykładów i notował pilnie to, co usłyszał. Wokół niego na blatach krzesełek błyszczały nowością laptopy – najróżniejszych marek i konfiguracji, należące do jego towarzyszy. Poza czasem na pisanie, w czasie przerw służyły jako ‘szafy grające’, gdyż oto każdy mógł się pochwalić, jakie bogactwo muzyki i najróżniejszych plików może w nich pomieścić.

Student ów w takim towarzystwie wyglądał jak szary wróbelek wobec metaliczno-czarnego przepychu i blasku komputerów, jaki go otaczał. I tylko nieliczni wiedzieli, że i ów ‘szary wróbelek’ posiadał swój komputer, ale nie widział wyraźnej potrzeby, aby się nim chwalić przed całym światem. Nie był bowiem dla niego ‘idolem’, ale normalnym narzędziem codziennej pracy.

I tak biegły dni, tygodnie, miesiące. Z ‘wróbelkiem’ mało kto się liczył, bo choć jego pracom zaliczeniowym i zadaniom szkolnym nic nie można było zarzucić, podobnie jak wypowiedziom oraz atmosferze ogólnej życzliwości, jaką wokół siebie roztaczał - to jednak... no, po prostu był jakiś taki niedzisiejszy. Czemu? Nie był na topie, nie miał laptopa, a więc był jakiś "przeterminowany".

Przyszedł jednak dzień, w którym sytuacja zmusiła go do przyniesienia swojego komputera do szkoły. Tego dnia stał się obiektem powszechnego zainteresowania, jakby przyszedł co najmniej z żyrafą. Jego komputer nie miał w sobie nic niezwykłego. Ale dokonał niezwykłej rzeczy: zmienił nastawienie kolegów, którzy od tego dnia już się z nim liczyli i nie traktowali go lekceważąco...

Historia trochę gorzka, a trochę także ironiczna. Tym bardziej, że wciąż spotykam się z podobnymi historiami. Jak grzyby po deszczu w kieszeniach, plecakach, na rękach koleżanek i kolegów wyrastają najnowsze - najczęściej dość kosztowne - zdobycze techniki: laptopy, kamery cyfrowe, iPody, palmtopy, smartwatch'e... Lista jest tak szeroka, jak obszerne są katalogi sklepów RTV. Dostrzegam jednocześnie pewną przykrą prawidłowość: "Nie masz czegoś, co jest ‘trendy’ (modne, reklamowane) – nie liczysz się"...

Nie twierdzę, że te wszystkie nowinki techniczne są rzeczą złą. Ale złe jest, kiedy stają się one bożkami, które do tego stopnia wykrzywiają ludzkie patrzenie i serce, że zaczyna ono dzielić świat i ludzi na kategorie "lepszych" czyli takich, których stać na te kosztowności oraz "gorszych", których nie stać na nie. Albo którzy też bez jakiejkolwiek presji sami uznają, że nie muszą mieć wszystkiego, co tylko pojawiło się ostatnio w sklepach.

O tym, aby nie czynić sobie bożków z niczego co jest ziemskie, przypomina  mi dziś Pan Jezus w Ewangelii: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje. Światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle. Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe twoje ciało będzie w ciemności. Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność". (Mt 6,19-23)

O wartości człowieka nie może decydować to, co ma, ale to kim jest. To, co ma bowiem - te wszystkie ziemskie bogactwa, choćby najpiękniejsze i najbardziej użyteczne - będzie musiał kiedyś zostawić, odchodząc z tego świata. Na cóż się bowiem zda iPod w trumnie, kiedy ani przez uszy, ani przez oczy już żaden obraz ani dźwięk nie zdoła dotrzeć do nieczynnego mózgu?...

Jeśli jedyną radością człowieka są dobra materialne, przemijające, wtedy ryzykuje on, że jego serce stanie się samo jednym wielkim laptopem, kamerą, kinem domowym... Jeśli nic poza tym tego serca nie wypełnia - staje się ono "cyfrowe", a z czasem i niezdolne do kochania czegoś i kogoś więcej, niż jego właściciel i jego "królestwo".

To właśnie sztuczne światło staje się ciemnością. Żeby je przemienić w prawdziwą światłość trzeba dostrzec absurd swojego położenia i gorąco prosić Boga, aby zabrał serce, które zdaje się być już nie z kamienia (por. Ez 36,26), ale ze śrubek i układów scalonych. I aby w zamian dał serce z ciała, wypełnione Duchem, wolne od ziemskich obciążeń i zdolne do nieustannego dążenia do Nieba we prawdziwej wspólnocie, którą łączą nie dobra przemijające, ale wieczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz