wtorek, 13 września 2016

"...Na jej widok Pan użalił się nad nią..."

(fot. Agnieszka Skowrońska)
Stare zdjęcia. Zeszyty z pierwszych klas szkoły podstawowej, a w nich nieporadnie stawiane literki. Wspomnienia, pamiątki. Wystarczy niewiele. Każdemu może się zdarzyć niespodziewany powrót do przeszłości. I mnie się zdarzył, gdy - porządkując mój księgozbiór - natrafiłam na książkę E.Gősker „Piotr i Urszula. Przygody dzieci w drodze do Jezusa”. Ze wzruszeniem przeglądałam te 93 strony, które kiedyś, przed kilkunastoma laty pomogły mi przygotować się do Pierwszej Komunii Świętej.
 
W tej to książce, wśród licznych historii, znalazłam i taką, którą tytułowej parze głównych bohaterów opowiada ich mama: „Pamiętam, kiedyś, gdy byłam jeszcze mała, opowiadano o pewnej matce z naszej okolicy, że bardzo gorąco modliła się o zdrowie dla swego 10-letniego syna, ciężko chorego. Chłopiec rzeczywiście wyzdrowiał. Minęło dalszych dziesięć lat. Chłopiec dorósł, ale dostał się w złe towarzystwo i w czasie bójki zabił kolegę. Matka znów rozpaczała i wciąż powtarzała znajomym, że lepiej byłoby, gdyby syn zmarł jako dziecko podczas choroby. Kiedy jednak lepiej jest umrzeć niż żyć, wie tylko Pan Bóg... Dlatego nie powinniśmy mieć żalu do Niego, gdy nie wysłucha naszej modlitwy i ześle śmierć...”

„Jezus udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego uczniowie i tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego, jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: "Nie płacz". Potem przystąpił, dotknął się mar, a ci, którzy je nieśli, stanęli. I rzekł: "Młodzieńcze, tobie mówię, wstań". Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce. A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: "Wielki prorok powstał wśród nas i Bóg łaskawie nawiedził lud swój". I rozeszła się ta wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie.” (Łk 7, 11-17)

Jak wielka musiała być rozpacz nieszczęśliwej matki! Jak wielki ból musiał rozrywać jej serce, skoro Ten, który przenika i zna każdego, „użalił się nad nią”. Żałobna procesja zmieniła się w pochód życia i uwielbienia Boga. Zaprawdę, Bóg - zwycięzca śmierci - łaskawie nawiedził swój lud.
Pewnie jednak Jezus widział już swoim Boskim spojrzeniem inną procesję, która miała przejść za jakiś czas ulicami Jerozolimy. Wtedy inny Syn: Pierworodny, Jedynak, ukochane Dziecko Matki-Wdowy, będzie dźwigał Krzyż, by w końcu na nim umrzeć... Ale na tamtej, krzyżowej, drodze nie stanie nikt, by powstrzymać śmiertelny pochód. A Ten, który pozwoli na chwilę zatryumfować śmierci, choć przejdzie przez jej wrota -  jednak wyjdzie z nich zwycięski. On – a wraz z Nim cała rzesza tych, którzy Mu uwierzyli i Go umiłowali.

Taka jest nasza wiara. Taka jest moja wiara, że Bóg jest Panem Życia i Śmierci. I że On wie dobrze, kiedy wezwać danego człowieka do Siebie, a kiedy pozostawić go jeszcze na ziemi. Lecz kiedy rozważam tę Ewangelię, czuję skurcz serca, wobec którego prawdziwość przysłowia „Czas leczy rany” jakoś dziwnie nie znalazła zastosowania. Jako małe dziecko musiałam pożegnać się (na ten Boży ‘moment’ mojej dalszej ziemskiej wędrówki) z moim Tatusiem, który zmarł w wyniku choroby nowotworowej. Nie dane mi było radować się jego widzialną obecnością w chwilach mojego dorastania, kiedy tego najbardziej potrzebowałam. Wierzę, że mogę go szukać w Niebie - i że stamtąd Tatuś opiekuje się mną co najmniej tak samo czule, serdecznie i skutecznie. Tylko czasem, a nawet częściej, niż czasem - tak po ludzku - żal, że Jezus nie dokonał cudu, nie cofnął nieuleczalnej choroby. Przecież mógł. Przecież widział wtedy zrozpaczone dziecięce serce, które błagało o pomoc... Dlaczego w tak bolesny sposób wysłuchał nieporadnej modlitwy, w której obiecywałam, jak niegdyś Psalmista: „Będę śpiewał o sprawiedliwości i łasce, Tobie chcę śpiewać, o Panie. Będę szedł drogą nieskalaną, kiedyż Ty do mnie przyjdziesz?”(Ps 101,1-2a)
  
Wierzę, że przyszedł. Wierzę, że był blisko i że użalił się w tamte, lutowe dni, nad bólem zrozpaczonych serc: mojej Mamy i moim. Wierzę, że jest blisko także i teraz, choć ja nie umiem tego bardzo często dostrzec, a co dopiero odczuć. Lecz to nie o odczucie chodzi.

Wierzę też, że idąc drogą właśnie takiego - uczciwego - postępowania, kiedyś, gdy spotkam się z Nim i z tymi, których kochałam, w wieczności - On sam pozwoli mi poznać i zadziwić się ogromem Swojej miłości i troski, której dziś nie rozumiem. A która wtedy zaowocuje o wiele wspanialej, niż bym mogła to sobie wymarzyć moim ciasnym, ludzkim umysłem i sercem.

niedziela, 11 września 2016

Błogosławiona Mario Celeste Crostarosa - módl się za nami!

(portret  Marii Celeste Crostarosa aut. Giuseppe Lomuscio)
 
11 września. Tego dnia w roku 2001 świat wstrzymał oddech, gdy w dwie wieże World Trade Center wbiły się samoloty pasażerskie uprowadzone przez zamachowców. Nawet i dziś nagłówki gazet, wspominając ten tragiczny dzień, krzyczą 'Gdzie był wtedy Bóg?!'

Dzień 11 września już na zawsze będzie związany z tymi wstrząsającymi wydarzeniami w Nowym Jorku. Trzeba, aby świat o nich nie zapomniał: o tych, którzy wtedy zginęli - ale i o tym, że zło nie jest "zabawką", ale rzeczywistością realną i osobową. Szatan zawsze będzie dążyć do tego, by wśród ludzi szerzyła się nienawiść - a nie zgoda, braterstwo, miłość wzajemna. A choć może się coraz częściej wydawać, że to zło wygrywa - jednak trzeba wierzyć i pamiętać, że ostatnie słowo należy właśnie do Miłości czyli do Boga.

W roku bieżącym - 2016 - 11 września przypada w niedzielę, która w porządku liturgicznym ma zawsze pierwszeństwo nad wspomnieniami świętych. W kalendarz liturgiczny jednak - też właśnie od roku 2016 - wpisane jest wspomnienie niezwykłej świętej: błogosławionej Marii Celeste Crostarosa, założycielki Zakonu Najświętszego Odkupiciela.

Błogosławiona Maria Celeste Crostarosa urodziła się pod rozsłonecznionym włoskim niebem: w Neapolu. Przyszła na świat 31 października 1696 roku jako dziesiąte dziecko Pauli Battista i Józefa Crostarosa. Tego samego dnia została ochrzczona imionami: Julia Marcela Santa. Warto wspomnieć, że 34 dni wcześniej - także w Neapolu - urodził się inny wielki święty Kościoła: św. Alfons Maria de Liguori. W przyszłości Opatrzność Boża skrzyżuje drogi tych dwojga świętych neapolitańczyków. Błogosławiona Maria Celeste stanie się założycielką Zakonu Najświętszego Odkupiciela, zaś św. Alfons Liguori założy Zgromadzenie Najświętszego Odkupiciela (znane jako Ojcowie Redemptoryści). Swoją drogą, bł. Maria Celeste w październiku 1731 roku otrzymała objawienie z Nieba, dotyczące św. Alfonsa Liguori właśnie jako założyciela nowego Zgromadzenia.

O tym, jak bogate i fascynujące było życie błogosławionej Marii Celeste Crostarosa, można przeczytać tu:
http://redemptorystki.pl/sites/default/files/Crostarosa-chronologia%20zycia.pdf  Po niezwykle intensywnym życiu odeszła Ona, w opinii świętości, do Nieba 14 września 1755 roku - w święto Podwyższenia Krzyża Świętego.
 
Jej duchowe córki - mniszki Zakonu Najświętszego Odkupiciela czyli Siostry Redemptorystki - żyją także w Polsce. Ich jedyny w naszym kraju klasztor mieści się na uroczym wzgórzu Trzy Lipki w Bielsku-Białej.

Oddam teraz głos samym Siostrom, aby się przedstawiły - w opisie z ich oficjalnej strony:
"Jesteśmy Zakonem kontemplacyjnym, którego sercem jest miłość stająca się modlitwą, pracą, serdeczną gościnnością, radosną służbą sobie nawzajem, w prostocie życia, jaka zapewne panowała w Nazarecie. Wszystko, czym żyjemy i co robimy pragniemy uczynić radosnym darem-modlitwą za tych wszystkich, których Jezus umiłował i my miłujemy.
 
Tak więc każdego dnia obejmujemy modlitwą cały świat i każdego człowieka na świecie. Tak więc każdego dnia "siedem razy" bierzemy do ręki Brewiarz, aby w jedności z całym Kościołem śpiewać naszemu Bogu i wypraszać braciom "obfite odkupienie". Bierzemy do ręki liczne narzędzia pracy, zaczynając od tych najprostszych, jak motyka i miotła poprzez igłę i nożyczki, aż po pióro i komputer - w zależności od potrzeb i możliwości każdej z nas. W ten sposób chcemy czynić ten świat piękniejszym i na wszelkie sposoby przekazywać braciom piękno Bożej miłości oraz życia w przyjaźni z Jezusem i w duchu braterstwa i wzajemnej życzliwości.

Żyjąc blisko Pana, w promieniach Jego obecności, cieszymy się szczęściem jakie płynie z doświadczenia Jego miłości, naszego dziecięctwa, z tego, że każdego dnia bardziej odkrywamy jak wielką wartość ma wspólnota i życie we wzajemnej miłości. Jesteśmy świadome jak wielki dar Bóg złożył w nasze ręce, ale nie po to, abyśmy go zatrzymały dla siebie. Dlatego każdemu, kto chce zakosztować jak dobry jest Pan, kto pragnie chwili ciszy i pokoju, dajemy możliwość takich dni skupienia, wyciszenia, poszukiwania głębi i modlitwy z nami.

Z tymi, którzy chcą dzielimy się naszym doświadczeniem Boga, naszą drogą modlitwy i budowania wspólnoty. I tak poprzez modlitwę i serdeczną gościnność realizujemy nasze posłanie w Kościele, aby być redemptorystkami, tzn. takim znakiem, który przypomina, że jest Ktoś, kto nas bezgranicznie kocha, a tym Kimś jest sam Bóg Ojciec. Dlatego całym naszym życiem: modlitwą i pracą chcemy być miłością, a każdą chwilę życia uczynić miłością, aby ci, których spotykamy lub dotykamy mocą modlitwy, poczuli się kochani przez Boga, aby nie czuli się sami i smutni. Nasza Matka Założycielka, Maria Celeste Crostarosa, pozostawiła nam nawet czerwony (bordowy) habit, jako znak miłości i taki nosimy do dziś, we wszystkich klasztorach naszego Zakonu, a jest ich około 50 na wszystkich kontynentach." [za: redemptorystki.pl]

Czemu o tym wspominam? Z ogromnej wdzięczności Panu Bogu. On to sam miał tę wspaniałą Fantazję, aby stworzyć i powołać błogosławioną Marię Celeste Crostarosa do życia tak ściśle z Nim samym złączonego. Przez Nią zaś - i przez Zakon, dzięki Jej determinacji i poświęceniu założony - dziś także właśnie Pan Bóg sam ukazuje światu swój uśmiech, swoją miłość.

Tak bardzo osobiście: miałam tę łaskę spotkać Siostry Redemptorystki pierwszy raz niemal 20 lat temu czyli 8 lat po ich przybyciu do Polski (co miało miejsce w roku 1989). Nasza znajomość rozpoczęła się od prośby o modlitwę, którą im przesłałam. Otrzymana odpowiedź urzekła mnie i sprawiła, że zapragnęłam poznać Siostry osobiście. Było mi to dane pierwszy raz w roku 1997 (o czym wspominam, z uśmiechem wzruszenia i pewną dozą humoru, tu: https://slowemotulone.blogspot.com/2016/06/pan-natomiast-patrzy-na-serce.html)

Po tym pierwszym spotkaniu były kolejne: w roku 1998, 1999, 2000, 2001...2007 oraz - całkiem niedawno - w połowie sierpnia 2016 roku. Mój kontakt korespondencyjny z Siostrami jest za to nieprzerwany przez te wszystkie lata, dzięki czemu mogę powiedzieć z wielką serdecznością i wzruszeniem: "Wiem, że naprawdę MAM Kochane SIOSTRY tu, na Ziemi...!"

Ilekroć piszę do Sióstr list tradycyjny, e-mail czy telefonuję - a zwłaszcza gdy mam łaskę bezpośredniego spotkania z Nimi - doświadczam czegoś przedziwnego: wiem, że oddycham Panem Bogiem. Jak to możliwe? Przede wszystkim dzięki ich charyzmatowi: modlitwy, radości, gościnności a nade wszystko OBECNOŚCI: nieustannej obecności na bielskim wzgórzu, które powinno być właściwie już nazywane "Świętą Górą".

Moja codzienność jest bardzo aktywna, najczęściej ogromnie zabiegana. W którymś momencie, planując tegoroczny kilkudziesięciogodzinny urlop poczułam, że bardzo potrzebuję wejścia w "orbitę modlitwy", która - jak fale morskie niosą jacht - poniosłaby mnie bliżej Pana Boga. Zapytałam więc Sióstr, czy przez kilka chwil nie mogłabym pobyć z Nimi: przede wszystkim w ich klasztornej kaplicy, w której spędzają na modlitwie wiele godzin dziennie? Dzięki ich zgodzie - faktycznie przez kilka dni mogłam oddychać pełnym sercem modlitwą: Sióstr i moją. Działo się to w czasie codziennych Eucharystii, środowego nabożeństwa Nowenny do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, adoracji Najświętszego Sakramentu oraz - kilka razy w ciągu każdego dnia - modlitwy Liturgią Godzin czyli Brewiarzem.
 
(fot. Agnieszka Skowrońska)
 
Dla błogosławionej Marii Celeste Crostarosa, a także dla Jej duchowych córek również w czasach współczesnych, Pan Jezus był i jest jedynym "Oblubieńcem, Dobrem, Słońcem". I tak, jak Słońce ogrzewa i rozjaśnia każdego, kto się znajdzie w zasięgu jego promieniowania - tak i ja byłam świadkiem, że modlitwa przemienia nie tylko serce, ale i całego człowieka.

Jak cudowne są Siostry Redemptorystki! Ta miłość, którą przyjmują w Eucharystycznym Chlebie i w którą wpatrują się godzinami w czasie modlitwy, promieniuje z każdej z nich! Wystarczy spojrzeć w ich oczy, zobaczyć ich uśmiechy (jak również usłyszeć niesamowity, najczystszy - dziecięcy wręcz - śmiech...!), czy w końcu poczuć ich serdeczny uścisk! Tak, uścisk! Mimo że jest to zakon z klauzurą papieską - znakiem zewnętrznym owej klauzury nie są kraty, a rodzaj balasek, który - wyraźnie oddzielając "strefę Sióstr" od "strefy świata" tak w kaplicy jak i w rozmównicach - pozwala jednocześnie na doświadczenie tej Bożej czułości i serdeczności także przez uścisk!

Moim doświadczeniem tych kilkudziesięciu godzin spędzonych w bliskości Sióstr Redemptorystek zawsze był i jest...głęboki pokój. Taki, którego świat nie może dać. Taki, który płynie jedynie z serc zjednoczonych z Bogiem, zasłuchanych w Jego głos, realizujących Jego wolę w pełnej wolności i z przeogromną miłością. Zanurzyłam się po raz kolejny w moim życiu, właśnie w tamtym "świętym miejscu", w tym pokoju - i uznaję to za przeogromny dar Bożej Opatrzności.

Dlatego dziś dziękuję Bogu za Osobę błogosławionej Marii Celeste Crostarosa. Za Tę, która chciała być - i była przez całe swoje prawie 59-letnie życie - "płonącą pochodnią Bożej miłości". Za Tę, której wspomnienie liturgiczne właśnie w dniu 11 września przypomina, że największa jest Miłość, która ostatecznie zwycięży wszelkie zło. Uwielbiam Boga za Nią i za każdą z Jej duchowych córek - Sióstr Redemptorystek, które są dla świata "żywą pamiątką" (viva memoria) miłości Boga do każdego człowieka.
I, wraz z Siostrami oraz z Kościołem, modlę się z radością: Błogosławiona Mario Celeste - módl się za nami!

...P.S. Czyż może nie być dla mnie źródłem dodatkowej radości fakt, że właśnie 11 września - czyli od 2016 roku - wspomnienie błogosławionej Marii Celeste Crostarosa to od wielu, wielu...lat szczególny dla mnie dzień: rocznica Chrztu Świętego? Modlę się więc za Jej wstawiennictwem o to, aby wyprosiła mi u Boga łaskę wierności i Nieba. Amen!