poniedziałek, 6 czerwca 2016

"Wznoszę swe oczy ku górom: Skądże nadejdzie mi pomoc?"

(source: Pixabay)
 
Któregoś dnia wybrałam się z przyjaciółmi w rejs jachtem po Morzu Bałtyckim. Żeglowaliśmy cały dzień „na głębi” - to znaczy na tzw. otwartym morzu. Zapadał wieczór. Obraliśmy kurs na helski port. Nagle wzmógł się wiatr. Podniosły się fale. Jacht przechylił się mocno. Powoli nastawały ciemności. Zdałam sobie wtedy sprawę, że wokół mnie jest woda; do brzegu daleko, do dna - także. W oddali zaczęło rozbłyskać miarowo światło latarni morskiej. A ja, mimo obecności ludzi, wśród których czułam się bezpiecznie - nagle stanęłam w obliczu silnego lęku. Woda za burtą zdawała się wciągać mnie w swoją otchłań.

I wtedy, z samej głębi serca, uniosła się ku Niebu bezgłośna modlitwa: „Panie? Gdzie jesteś? Czy śpisz?...” Zaledwie wybrzmiało to serdeczne wołanie - przyszły mi na myśl, niby odpowiedź, słowa: „Nie zdrzemnie się ani nie zaśnie Ten, który czuwa nad Izraelem” (Ps 121, 4). Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że są to słowa z Psalmu. Odczułam właściwie namacalnie tę Bożą obecność, czuwanie i opiekę. Pan nie tylko czuwa nad Izraelem. On czuwa też nade mną. On czuwa nad nami wszystkimi. Zawsze, a może zwłaszcza wtedy, gdy przeżywamy trudności.

O tej Bożej obecności w trudnych chwilach życia proroka Eliasza słyszymy też w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Prorok Eliasz żył za czasów króla Achaba. Król ten, jak mówi Biblia, „czynił to, co złe w oczach Pana, i stał się gorszym od wszystkich swoich poprzedników” (1 Krl 16, 30) Nie podobało się to Bogu, który posłał do króla Achaba proroka Eliasza, by ten - stając się niejako znakiem sprzeciwu wobec zła - ogłosił nastanie dwóch lat suszy w królestwie. I tak się faktycznie stało.

Jednak Eliasz został uchroniony od jej skutków. Zamieszkał przy potoku - i dzięki temu nie brakowało mu wody. A Bóg zatroszczył się i o to, by wystarczyło mu jedzenia, zsyłając kruki. Także te, mało sympatyczne dla niektórych, ptaki stają się narzędziem w Bożych rękach. Prorok Eliasz nie umarł z głodu i pragnienia. Bóg zadbał, by, mimo wielu braków, niesprzyjających warunków nie stało mu się nic złego. Jakże prawdziwe okazały się słowa Psalmu: „Pan cię uchroni od zła wszelkiego: czuwa nad twoim życiem.” (Ps 121, 7)

Niejednokrotnie pewnie i my w swoim życiu możemy powtarzać inne słowa tego samego Psalmu: „Wznoszę swe oczy ku górom: Skądże nadejdzie mi pomoc?” (Ps 121, 1) Doświadczamy tak wielu braków: bezrobocie, coraz większe ubóstwo a niejednokrotnie po prostu nędza, bezdomność, niezrozumienie, samotność - nawet wśród ludzi. Zdajemy się nie nadążać za wymaganiami, jakie stawia współczesny świat, który woła: Nie czas na miłosierdzie! Nie czas dla „mięczaków”! Liczy się ten, kto jest szybszy, zdolniejszy, kto ma więcej znajomości, układów, pieniędzy. Wokół wojny; wiele agresji, zalewa nas fala wszechobecnej przemocy. A w codzienności? Ileż trosk i zmartwień przynosi każdy dzień?!... Jak sobie z tym poradzić? Czy to wszystko ma w ogóle sens?...

Na te - i wiele innych - pytań odpowiada Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii. Jest to jeden z najbardziej znanych fragmentów: Osiem Błogosławieństw, które uchodzą za kodeks moralności chrześcijańskiej. Ale niosą też w sobie bardzo optymistyczną prawdę. To, co boli, co jest brakiem i zdaje się być przeszkodą nie do pokonania oraz krzyżem, spod którego nie sposób powstać, w Bożych Dłoniach może stać się błogosławieństwem.

Bóg ma moc przemienić nawet to, co boli, nawet zło - w dobro. Żaden z braków: i tych, które wymienione są we wspomnianym fragmencie Ewangelii, i tych, które są naszym udziałem niemal każdego dnia nie jest sam w sobie czymś, czego można by pragnąć. Zazwyczaj nikt nie pragnie cierpienia i słusznie, że staramy się go uniknąć. Gdy jednak przyjdzie, nie czyńmy wyrzutów Panu Bogu. On nie zsyła cierpienia. Przeciwnie: to właśnie On pierwszy pochyla się nad wszelką ludzką biedą, jak pochylił się nad potrzebami proroka Eliasza. Bóg pierwszy chce zaradzić naszym potrzebom i brakom; a zło przemienić w dobro. Żałobny lament zmienić w taniec radości...

Pełni tej radości doświadczymy w Niebie, gdzie wszyscy zbawieni „nie będą już łaknąć ni pragnąć, i nie porazi ich wiatr upalny ni słońce, bo ich poprowadzi Ten, co się lituje nad nimi, i zaprowadzi ich do tryskających zdrojów.” (Iz 49,10) A tutaj, na ziemi, bądźmy pewni: każde nasze ufne wołanie o Bożą pomoc, każde wzniesienie oczu „ku górom”, ku Niebu, z wiarą w moc Bożej Opatrzności  spotyka się z Bożą odpowiedzią. Tylko trzeba szeroko otworzyć oczy swego serca, by ją dostrzec i właściwie odczytać.

Od Boga wyszliśmy i do Boga zdążamy. W naszej pielgrzymce do Nieba nie jesteśmy pozostawieni samym sobie. To ja jako pierwsza muszę sobie przypominać: „Pan będzie strzegł twego wyjścia i przyjścia teraz i po wszystkie czasy.” (Ps 121, 8) Amen!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz