piątek, 13 maja 2016

"...inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz..."

(fot. Agnieszka Skowrońska)
 
Ruiny starożytnego Rzymu mają swój urok. Gdy się zwiedza choćby Forum Romanum, trudno jednak powstrzymać się od refleksji, że kiedyś to miejsce żyło własnym życiem. Dziś także nie jest opustoszałe za sprawą turystów oraz kotów, ale jednocześnie wiadomo, że to swoiste muzeum. Ktoś o większej wyobraźni mógłby przystanąć gdzieś z boku na chwilę, przymknąć oczy i cofnąwszy się wiele wieków w przeszłość - ‘zobaczyć’ niejako ten Rynek Rzymski w czasach jego świetności, może nawet ‘usłyszeć’ głosy mieszkańców, ich śmiech, okrzyki, brzęk monet...

Jednak nie jest łatwo to sobie wyobrazić. Nawet dotknięcie murów często nie pomaga. Można powiedzieć, że ma w sobie za mało interaktywności. Współczesny człowiek potrzebuje coraz więcej bodźców. Widać to choćby po nowoczesnych grach komputerowych, oferujących grającym szeroką gamę wrażeń i doznań, gdzie iluzja zdaje się być rzeczywistością, a rzeczywistość iluzją.

Czy współczesny ‘interaktywny’ człowiek ma więc szansę spotkać, dostrzec i rozpoznać na swojej drodze Jezusa? Którego nie da się dotknąć, zobaczyć na własne oczy ‘na żywo’ w ludzkiej postaci; którego ludzkiego głosu nie słyszą ziemskie uszy ‘interaktywnych’ ludzi XXI wieku?
Wbrew pozorom, historia Pawła przypomniana w dzisiejszym fragmencie z Dziejów Apostolskich, jest bardzo aktualna także obecnie: „Król Agryppa i Berenike przybyli do Cezarei powitać Festusa. Gdy przebywali tam dłuższy czas, Festus przedstawił królowi sprawę Pawła. Powiedział: "Feliks pozostawił w więzieniu pewnego człowieka. Gdy byłem w Jerozolimie, arcykapłani i starsi żydowscy wnieśli przeciw niemu skargę, żądając dla niego wyroku skazującego. Odpowiedziałem im: 'Rzymianie nie mają zwyczaju skazywania kogokolwiek na śmierć, zanim oskarżony nie stanie wobec oskarżycieli i nie będzie miał możności bronienia się przed zarzutami'. A kiedy przybyli tutaj bez żadnej zwłoki, sprawując następnego dnia sądy, kazałem przyprowadzić tego człowieka. Oskarżyciele nie wnieśli przeciwko niemu żadnej skargi o przestępstwa, które podejrzewałem. Mieli z nim tylko spory o ich wierzenia i o jakiegoś zmarłego Jezusa, o którym Paweł twierdzi, że żyje. Nie znając się na tych rzeczach, zapytałem, czy nie zechciałby udać się do Jerozolimy i tam odpowiadać przed sądem w tych sprawach.” (Dz 25,13-20)

„Mieli z nim tylko spory o ich wierzenia i o jakiegoś zmarłego Jezusa, o którym Paweł twierdzi, że żyje”... Czy Paweł mógłby tak twierdzić, gdyby nie doświadczył Jego obecności, Jego działania, Jego mocy? Trudno jest dawać świadectwo, jeśli nie ma się w sercu mocnego przekonania, iż to, o czym się świadczy, jest prawdą. Jak mocne musiało być Pawłowe doświadczenie pod Damaszkiem i jak silna więź z Chrystusem musiała się zrodzić za jego przyczyną, jeśli teraz Paweł nie wahał się nawet przed sądem, w obliczu zagrożenia, wyznawać swojej wiary, że Jezus żyje!

Niesamowity jest entuzjazm ludzi - głównie młodych - należących do różnych grup ewangelizacyjnych, którzy nawet na ulicach miast i wiosek wykrzykują i wyśpiewują z widoczną radością w sercu: „Jezus zwyciężył! Jezus żyje!”. Bogu, dającemu im tę radość i zapał, niech będą dzięki!

Zdarza się jednak - i mówię to z osobistego doświadczenia - że po pierwszym zapale i pierwszej radości, niekiedy w obliczu i pod wpływem różnych bolesnych doświadczeń i zmagań, trudno jest wydobyć takie wołanie nie tylko z gardła, ale przede wszystkim z serca. Dotyczy to tych wszystkich momentów, gdy trzeba dotknąć krzyża. Nie musi być od razu wielki. Także codzienny, ‘szary’, cichy krzyż – to droga próby jakości ludzkiej wiary.

„Gdy Jezus ukazał się swoim uczniom i spożywał z nimi śniadanie, rzekł do Szymona Piotra: "Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?" Odpowiedział Mu: "Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham". Rzekł do niego: "Paś baranki moje". I powtórnie powiedział do niego: "Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?" Odparł Mu: "Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham". Rzekł do niego: "Paś owce moje". Powiedział mu po raz trzeci: "Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?" Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: "Czy kochasz Mnie?" I rzekł do Niego: "Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham". Rzekł do niego Jezus: "Paś owce moje. Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz". To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to rzekł do niego: "Pójdź za Mną!" (J 21, 15-19 )

W ‘szarej’ codzienności wyznaniem wiary i miłości staje się nieustanne, ciche, niekiedy ukryte na dnie serca i znane tylko Bogu - „Jezu, ufam Tobie!” Ufam - w radości i smutku, w świetle i ciemności, ufam w powodzeniu i troskach, a nawet w upadkach. To codzienne „Ufam!” może się okazać - i jest - kluczem do zbawienia. Bo kto przez całe swoje życie właśnie ufnością pukał do Serca Żyjącego Jezusa i otwierał się na Jego wiecznie świeżą i nową miłość - temu On sam w ostatniej godzinie ziemskiej pielgrzymki wyjdzie na spotkanie i wprowadzi do wypełnionego radością Domu Życia Wiecznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz