niedziela, 15 maja 2016

"...bez Twojego tchnienia cóż jest wśród stworzenia?..."

Bazylika św. Piotra w Rzymie
(fot. Agnieszka Skowrońska)
 
Duch Święty zdaje się być najbardziej „niewidoczną” Osobą Trójcy Świętej. Jak pięknie opisuje to „Słownik teologii biblijnej” (pod red. X. Leon-Dufour’a): Ducha Świętego nie można dotknąć; „słyszy się Jego głos”, rozpoznaje Jego pojawienie się po znakach niekiedy aż nazbyt uderzających, ale nie można stwierdzić, skąd przychodzi i dokąd podąża” (por. J 3,8) I właśnie przez tę pozorną „niewidoczność” zdajemy się niekiedy zapominać o Jego prawdziwej i nieustannie przemieniającej obecności.

Każdy z nas przez sakrament Chrztu Świętego „odrodził się z wody i Ducha Świętego” (por. J 3,5). Doświadczyliśmy też, w znakomitej większości, szczególnego spotkania z Duchem Świętym w Sakramencie Bierzmowania. Można powiedzieć nawet, że w jakiś sposób już przyzwyczailiśmy się do Jego obecności. A może faktycznie...nawet jej nie zauważamy?

Gdy spojrzymy na każdy ze swoich dni w świetle wiary ujrzymy, jak Bóg nieustannie zsyła obfity deszcz swoich łask i błogosławieństwa, które orzeźwia i umacnia nasze - tak łatwo wyczerpujące się - siły. Czyni to właśnie On: Duch Święty, który nosi wiele imion. Jednym z nich jest to z modlitwy Sekwencji: „Słodkie Orzeźwienie”.

Trudności życiowe i kłopoty nie omijają nikogo. Niejednokrotnie przygniatają nas i - tak po ludzku - zmęczeni, tracimy nadzieję. Nie tylko wokół, ale i w sercu robi się ciemno. Bóg, zwłaszcza w takich chwilach, nie przygląda się nam obojętnie. Gdyby tak czynił, nie byłby Bogiem. Choć może trudno to 'zarejestrować', zwłaszcza gdy negatywne emocje zaciemniają obraz, ale Duch Święty, jak najczulszy „Ojciec ubogich” pokrzepia swoją mocą nadwątlone człowiecze siły. Sami z siebie nie jesteśmy w stanie udźwignąć ciężaru życia. Możemy to uczynić jedynie z Bogiem.

A On w swoim „szaleństwie Miłości” posuwa się jeszcze dalej: „Bóg nasz jest Bogiem, który wyzwala, i Pan Bóg daje ujść przed śmiercią” (Ps 68, 21) Ja sama tego nieraz doświadczyłam. Były w moim życiu chwile, w których stałam na krawędzi śmierci. Jeden, drugi wypadek i ogromne dramaty wstrząsające moim - dziecięcym, potem młodzieńczym i w końcu dorosłym - światem... Wiele z nich mogło zakończyć się tragicznie. Z pełną świadomością mogę o sobie powiedzieć: to prawda, że „Pan Bóg daje ujść przed śmiercią”. Tak patrząc na to po ludzku, to powinnam przynajmniej kilka już razy nie żyć. A żyję. I proszę Boga, by nadal mnie umacniał - zwłaszcza w chwilach trudnych, których i teraz mi nie brakuje...
 
"Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch". (1 Kor 12,4) Moc Ducha Świętego i Jego dary nie wyczerpały się. Wierzę, że każdy mój dzień jest ich pełen. Tyle, że bardzo często nie umiem ich dostrzegać. Więcej: doświadczając moich braków nie umiem o te dary prosić. Innymi słowy - nie umiem tak często się o nie modlić, nie umiem ich nazwać. Ale ufam, że Bóg wie czego potrzebuję, także wtedy gdy brakuje mi słów - i tych właśnie darów mi udziela... Właściwie nie tylko ufam, ale wiem, że tak jest.
 
Dlaczego wiem? Bo widzę, że każde dobro jakie w życiu dane mi było uczynić, jest Jego dobrem i płynie najpierw z samego Boga. Sama z siebie nic nie mogę. Także wypowiedzieć tego Imienia, w którym jest jedyna moja moc i pomoc: JEZUS. Wszystko w moim życiu jest możliwe tylko dzięki pomocy Ducha Świętego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz