(fot. Agnieszka Skowrońska) |
Był to pewien grudniowy wieczór roku 1993. Jako młoda osoba, ciekawa wszystkiego, co niecodzienne, wybrałam się na uroczystość święceń kapłańskich, które tamtego wieczoru miał przyjąć pewien zakonnik - mój katecheta ze szkoły średniej. Towarzyszył On nam, swoim uczniom, na naszej drodze poznawania Pana Boga: a trzeba przyznać, że przybliżał Go na lekcjach w sposób bardzo ciekawy. Dzięki temu każdy, na miarę swojej otwartości na przekazywane treści, mógł wzrastać nie tylko w latach, ale i w tej Bożej mądrości.
Jako uczniowie także my towarzyszyliśmy naszemu katechecie modlitwą na drodze do dnia, w którym miał stać się kapłanem. Ja jednak chciałam na własne oczy się przekonać, JAK się to stanie. W kościele znalazłam sobie dobry punkt obserwacyjny, by nie stracić nic z tego, co się miało dziać.
Mogłam wtedy, mając 16 lat, nie rozumieć wszystkich obrzędów liturgicznych. Jednak kiedy nowo wyświęcony ojciec stanął przy ołtarzu, aby sprawować swoją pierwszą Eucharystię - nastąpił we mnie jakiś przełom i jakieś przeogromne zadziwienie, które zdumiało mnie samą. Ujął je potem w słowa sam udzielający święceń - już śp. - Ksiądz Arcybiskup Tadeusz Gocłowski, który zwrócił się pod koniec uroczystości do ojca neoprezbitera: „Od dziś, Ojcze, kiedy będziesz wyciągał dłonie nad chlebem i winem - one naprawdę staną się Ciałem i Krwią Pańską; kiedy zaś będziesz udzielał rozgrzeszenia - to sam Chrystus będzie odpuszczał ludziom grzechy...”
Wychodząc z kościoła nie mogłam uwierzyć w to, co przecież zdawało się być tak logiczne, choć prawdziwie "nie z tego świata". No, bo jak to?! Ten, z którym można było na przerwach i po lekcjach rozmawiać o wszystkim na poważnie i na żarty...przecież człowiek, jak każdy - a...tak wielką moc otrzymał i tak wielki skarb Pan Bóg w nim złożył! To od tamtego dnia jest we mnie szczególny, wielki szacunek wobec każdego kapłana. Każdy z nich bowiem to ‘alter Christus’ – i przez każdego z nich On sam chce działać.
Każdy kapłan mógłby pewnie, opowiadając o początkach swej kapłańskiej drogi, przytoczyć dialog podobny do tego, jaki stał się udziałem Jeremiasza, a który słyszę w dzisiejszej Liturgii Słowa: „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię". I rzekłem: "Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem!". Pan zaś odpowiedział mi: "Nie mów: 'Jestem młodzieńcem', gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. Nie lękaj się ich, bo jestem z tobą, by cię chronić", mówi Pan I wyciągnąwszy rękę, dotknął Pan moich ust i rzekł mi: Oto kładę moje słowa w twoje usta.” (Jr 1,5-9)
Dlatego tak ważna jest świadomość uczestnictwa w liturgii Kościoła w otwartym sercem i z wiarą, że choć obrzędy liturgiczne dokonują się pod przewodnictwem kapłana i choć widzimy właśnie jego - to przez niego działa sam Chrystus.
W dzisiejszej Ewangelii Jezus opowiada przypowieść o ziarnie, które, w zależności od postawy ludzkiego serca, może wydać owoc: czasem mniejszy, czasem większy. Niech zawsze umiem przyjmować Słowo Boże, jako słowo pochodzące z Nieba – jako pokarm dla mojego serca. Niech wydaje ono w nim plon stokrotny.
A kiedy przyjdzie przypadkiem chęć krytyki – i to dodatkowo często niesłusznej - tych, których Chrystus dał jako pasterzy swojego Ludu i głosicieli Słowa – niech Duch Święty szybko przemieni to zgorzknienie czy żal w modlitwę, aby nigdy i nigdzie nie zabrakło robotników na Żniwie Pańskim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz