poniedziałek, 1 sierpnia 2016

"...Wy dajcie im jeść..."

(source: Pixabay)
 
O tym, jak wielką siłą oddziaływania charakteryzują się reklamy, wie chyba dobrze każdy z nas. Nie ma człowieka, który by nie stykał się z tym przedziwnym, pięknym, lecz nierealnym światem, do którego - jak wieść reklamowa głosi - wstęp ma każdy, kto mocno uwierzy w obietnice płynące z telewizyjnych ekranów, radiowych głośników, kolorowych bilboardów i plakatów. A obietnic tych jest sporo. W świecie reklamy w mgnieniu oka spełnia się każde ludzkie marzenie, zwłaszcza to o wielkim bogactwie i nieprzemijającej młodości.
Dzisiejszy człowiek jest osobą wiecznie spragnioną i często już nawet sam nie wie, czego tak naprawdę pragnie. Nie musi się jednak martwić: całą listę swoich najskrytszych pragnień znajdzie właśnie w reklamie. Cóż jednak ma uczynić, gdy to, co zdawało się być na wyciągnięcie ręki, okazuje się tylko mirażem? A serce, które miało odnaleźć spokój w krainie spełnionych marzeń - trawi jakaś niewytłumaczalna tęsknota?

Pragnąć jest rzeczą ludzką i Bóg to dobrze rozumie. Więcej: On sam dostrzega nasze najskrytsze pragnienia. Wysłuchuje z uwagą tych nieraz bezgłośnych błagań, zanoszonych przez ludzkie serca, lecz sposób, w jaki je spełnia, nie zawsze zgadza się ze scenariuszem wydarzeń, który powstał w naszym ludzkim umyśle i sercu. Z perspektywy czasu jednak dostrzeżemy, że to, co wydarzyło się w naszym życiu, jest dziełem Przedwiecznej Mądrości, pełnej miłości i jednocześnie wielkiego realizmu. Zaś dostrzegając tę Mądrość, która nas prowadziła, na pewno zrodzi się w naszym sercu wdzięczność, że dzięki temu Bożemu kierownictwu wiele razy uniknęliśmy błądzenia w ślepych uliczkach, w które chcieli nas skierować fałszywi prorocy. A oni istnieli, istnieją i istnieć pewnie będą.

O jednym z nich usłyszeć możemy w dzisiejszym pierwszym czytaniu z księgi Proroka Jeremiasza. Prorok Chananiasz w imieniu Boga zapewniał uciemiężony lud Izraela, że koniec ich niewoli jest bliski: „To mówi Pan Zastępów, Bóg Izraela: Złamię jarzmo króla babilońskiego. W ciągu dwóch lat przywrócę na to miejsce wszystkie naczynia domu Pańskiego, które zabrał Nabuchodonozor, król babiloński, z tego miejsca, wywożąc do Babilonu. Jechoniasza, syna Jojakima, króla judzkiego, i wszystkich uprowadzonych z Judy do Babilonu sprowadzę na to miejsce - wyrocznia Pana - skruszę bowiem jarzmo króla babilonskiego.” (Jr 28,2-4)

Któż by nie słuchał chętnie takich słów? Któż, będąc w niewoli, nie tęskniłby za wyzwoleniem? Czyje serce by się nie uradowało, że koniec udręki jest tak blisko? A że człowiek często lepiej zapamiętuje widząc - i obrazy raz zobaczone mocno potrafią zapaść w ludzką świadomość - tak też pewnie i mocno zapadło w świadomość zgromadzonych w domu Pańskim, gdy Chananiasz wziął jarzmo z szyi Jeremiasza, które on obnosił po Jerozolimie, i połamał je: „I powiedział Chananiasz wobec całego ludu: To mówi Pan: Tak samo skruszę jarzmo Nabuchodonozora, króla babilońskiego, znad szyi wszystkich narodów w ciągu dwóch lat.” (Jr 28,11)

Czyż trzeba czytelniejszego znaku? Jednak ów znak nadziei okazał się być fałszywy: „Po połamaniu jarzma, [wziętego] z szyi proroka Jeremiasza przez proroka Chananiasza, skierował Pan do Jeremiasza następujące słowo: Idź i powiedz Chananiaszowi: To mówi Pan: Połamałeś jarzmo drewniane, lecz przygotowałeś zamiast niego jarzmo żelazne. To bowiem mówi Pan Zastępów, Bóg Izraela: Wkładam jarzmo żelazne na szyję wszystkich tych narodów, aby służyły Nabuchodonozorowi, królowi babilońskiemu, i były mu poddane; także zwierzęta polne mu poddaję. I rzekł prorok Jeremiasz do proroka Chananiasza: Słuchaj, Chananiaszu! Pan cię nie posłał, ty zaś pozwoliłeś żywić temu narodowi zwodniczą nadzieję. Dlatego to mówi Pan: Oto usunę ciebie z powierzchni ziemi. Umrzesz w tym roku, bo głosiłeś bunt przeciw Panu. I zmarł Chananiasz prorok w tym roku, w siódmym miesiącu.” (Jr 28, 12-17)

Dla Narodu Wybranego przyjdzie czas wyzwolenia, ale nastanie on wtedy, gdy zechce tego Bóg - a nie fałszywi prorocy. Proroctwo Chananiasza miało zaspokoić pragnienie wolności Izraela, lecz okazało się, że nie tylko nie zaspokoiło, ale jeszcze bardziej je rozpaliło. Im większa nadzieja - tym większe rozczarowanie...

Jakże to podobne do naszych czasów! Tak często się zdarza, że im większe żywimy nadzieje, że coś się cudownie zmieni, że wygramy los na loterii, że szczęście, które sobie wymarzyliśmy, jest tak blisko - tym boleśniej przekonujemy się, że jednak niewiele z tych nadziei doczekało się spełnienia.
 
Pełni zawodu szukamy wtedy winnych; posądzając niejednokrotnie o złośliwość nie tylko rzeczy martwe, ale i naszych bliźnich, a nawet Pana Boga. A On tak bardzo pragnie, byśmy zaglądnęli w głębie naszych serc i spróbowali dostrzec w nich to największe pragnienie, które On sam nam zaszczepił: pragnienie Jego samego. Tak, jak głoszą słowa dzisiejszej aklamacji przed Ewangelią: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.” (Mt 4,4b)
 
Aby jakoś ugasić to pragnienie i zaspokoić ten głód, dzisiejszy człowiek sięga po różne pokarmy i schyla się nad różnymi - niekiedy brudnymi, bądź gorzkimi - strumieniami. I nie doznaje ukojenia. Może zadaje też sobie w końcu pytanie: czy jest coś lub ktoś, kto rozumie i może ugasić to pragnienie?

Odpowiedź znajdujemy w dzisiejszej Ewangelii, w której jesteśmy świadkami cudu rozmnożenia chleba: „Gdy Jezus usłyszał o śmierci Jana Chrzciciela, oddalił się stamtąd w łodzi na miejsce pustynne, osobno. Lecz tłumy zwiedziały się o tym i z miast poszły za Nim pieszo. Gdy wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi i uzdrowił ich chorych. A gdy nastał wieczór, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: Miejsce to jest puste i pora już spóźniona. Każ więc rozejść się tłumom: niech idą do wsi i zakupią sobie żywności! Lecz Jezus im odpowiedział: Nie potrzebują odchodzić; wy dajcie im jeść! Odpowiedzieli Mu: Nie mamy tu nic prócz pięciu chlebów i dwóch ryb. On rzekł: Przynieście Mi je tutaj! Kazał tłumom usiąść na trawie, następnie wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo i połamawszy chleby dał je uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, i zebrano z tego, co pozostało, dwanaście pełnych koszy ułomków. Tych zaś, którzy jedli, było około pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci.” (Mt 14, 13-21)

Wzruszająca jest ta Jezusowa troska, płynąca z Bożego Serca pełnego współczucia dla ludzkiej niedoli, która na propozycję Apostołów, aby odprawił tłumy, ma odpowiedź miłości: „Nie potrzebują odchodzić; wy dajcie im jeść!”

Cud uzdrowienia i rozmnożenia tego chleba dokonuje się po dziś dzień. Nie trzeba daleko szukać. Wystarczy wejść do najbliższego kościoła, by spotkać tego samego Jezusa: tak czułego na każdą ludzką potrzebę; zasłuchanego w krzyk serca wołającego o choć odrobinę chleba dobroci. On nie każe się prosić. Nie tylko daje ów chleb, ale sam codzinnie staje się Chlebem: jedynym Pokarmem mającym moc zaspokoić wszelkie ludzkie pragnienia i potrzeby.

Może są i tacy, dla których Kościół to miejsce puste; dobre dla spóźnialskich, którzy zapomnieli, że żyją w świecie, w którym nie ma miejsca na Boże prawo. Może i zdarza się nam słyszeć ową zachętę świata, by kupować na jego targowisku nowoczesną żywność, zmodyfikowaną tak, żeby zadowolić nawet najwybredniejszy gust człowieka XXI wieku.
 
A jednak to Kościół był, jest i będzie tym najpiękniejszym miejscem, gdzie jest zawsze obficie zastawiony stół Słowa Bożego i Eucharystii; gdzie każdy może czuć się potrzebny i rozumiany. I to nie tylko do kapłanów, ale do każdego z nas, wszczepionych w Mistyczne Ciało Chrystusa, skierowane jest Jezusowe wezwanie: „Spragnieni i głodni nie muszą szukać pokarmu w supermarketach świata. Nie muszą odchodzić. WY dajcie im jeść...”

Lecz czym my możemy nakarmić te głodne rzesze naszych braci i sióstr? Miłością. Ona, błogosławiona i pomnażana przez Boga, nawet małe rzeczy czyni wielkimi. Nie bójmy się być dobrymi jak chleb; nie lękajmy się karmić miłością wszystkich, których Bóg stawia na naszej drodze, a będziemy nieustannie świadkami cudu. Mały chleb miłości wypieczony w naszym sercu i rozdany z hojnością nakarmi nie tylko nas, ale też wielu potrzebujących.

Na drogę do Nieba Jezus zostawił nam jako Pokarm samego siebie. Spotykajmy się z Nim w Eucharystii jak najczęściej, a doświadczymy, że to właśnie On - i tylko On - ma moc zaspokoić pragnienia ludzkich serc. Bo przecież „uczyniłeś nas, Panie, dla Siebie i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie” (św. Augustyn)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz