poniedziałek, 15 sierpnia 2016

"...gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny..."

(source: Pixabay)
Niebo. Ciągle osłonięte mgłą tajemnicy, bo jest tajemnicą wiary. Każdy z ludzi wyobraża je sobie inaczej i ma do tego prawo, bo trzeba przekroczyć bramy wieczności, by doświadczyć, czym jest ten stan. W Katechizmie Kościoła Katolickiego można znaleźć takie słowa na opisanie czegoś, czego opisać się nie da: „To doskonałe życie z Trójcą Świętą, ta komunia życia i miłości z Nią, z Dziewicą Maryją, aniołami i wszystkimi świętymi, jest nazywane "niebem". Niebo jest celem ostatecznym i spełnieniem najgłębszych dążeń człowieka, stanem najwyższego i ostatecznego szczęścia. Żyć w niebie oznacza "być z Chrystusem"  Wybrani żyją "w Nim", ale zachowują i - co więcej - odnajdują tam swoją prawdziwą tożsamość, swoje własne imię” (KKK 1024-1025)

Wielu najróżniejszych artystów próbowało na swój sposób wyrazić choć przeczucie tego, do czego tęskni ludzkie serce - nawet wtedy, gdy nie zdaje sobie z tego sprawy. Każdy bowiem marzy o nadejściu takiego czasu, kiedy ‘będzie lepiej’, kiedy nie będzie zła, wojen, łez, głodu, zimna, nienawiści... Wielu próbowało Niebo opisać słowem, odmalować pędzlem lub nutami. Nikomu się to nie udało. Szkic bowiem zawsze będzie daleki od oryginału. W przypadku zaś Nieba właściwie zupełnie niepodobny, gdyż „...ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują.” (1 Kor 2,9)

Kościół raduje się dziś uroczystością Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Prawda ta została ogłoszona jako dogmat wiary przez papieża Piusa XII 1 listopada 1950 r. w Konstytucji apostolskiej "Munificentissimus Deus". Kościół jednak niemal już od początku swojego istnienia wierzył, że Matka Boża, po zakończeniu ziemskiego życia, z duszą i ciałem została wzięta do chwały niebieskiej.
 
Gdy staję przed Maryją i próbuję w medytacyjnej ciszy serca spotkać się z Nią, wtedy dostrzegam, że Jej życie nie było usłane różami. Wręcz przeciwnie: miecz boleści przeszywał nieraz Jej serce (por. Łk 2.35), a i słone łzy pewnie nie były obce Bożej Matce. Dlatego tym bliższa mi Ona jest: w troskach dnia codziennego i świątecznych radościach; w tym wszystkim, co wypełnia zwykłe ludzkie życie. Maryja przeszła przez nie cicho, jako pokorna Służebnica Pańska, otwarta na Boże wezwanie i posłuszna temu wezwaniu bez reszty.

Ta pokora i cichość Bożej Matki z całą pewnością budziła złość szatana, czyli tego, który jest uosobieniem wszelkiej pychy i który - niby smok - zieje nienawiścią do każdego, w kim dostrzega choć ziarno pokory. O tej walce pychy z pokorą słyszę także w dzisiejszym pierwszym czytaniu: „Świątynia Boga w niebie się otwarła i Arka Jego Przymierza ukazała się w Jego świątyni. Potem ukazał się wielki znak na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu. Ukazał się też inny znak na niebie: Oto wielki Smok ognisty, ma siedem głów i dziesięć rogów, a na głowach siedem diademów. Ogon jego zmiata trzecią część gwiazd z nieba i rzucił je na ziemię. Smok stanął przed mającą urodzić Niewiastą, ażeby skoro tylko porodzi, pożreć jej Dziecko. I porodziła Syna - mężczyznę, który będzie pasł wszystkie narody rózgą żelazną. Dziecko jej zostało porwane do Boga i do Jego tronu. Niewiasta zaś zbiegła na pustynię, gdzie ma miejsce przygotowane przez Boga.” (Ap 11,19a;12,1.3-6a)

Po czasie ‘pustyni’ ziemskiej, gdy dopełnił się czas ziemskiej pielgrzymki Maryi, została ona wzięta do Nieba. Ileż treści ma w sobie radosny okrzyk Kościoła, który w dzisiejszej prefacji woła ze świętym zadziwieniem do Boga: „Nie chciałeś bowiem, aby skażenia w grobie doznała Dziewica, która wydała na świat Twojego Syna, Dawcę wszelkiego życia.”

Okrzyk ten jest echem innego okrzyku, a raczej hymnu dziękczynienia „Magnificat” wyśpiewanego przez Maryję w Ewangelii: „Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim. Bo wejrzał na uniżenie swojej Służebnicy. Oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia. Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. Święte jest imię Jego.” (Łk 1,46-49)
 
Jeśli i ja przez całe swoje życie przejdę jako ‘służebnica Pańska’ w otwarciu na Bożą wolę, hojna w miłości i wytrwała w dźwiganiu codziennego krzyża - wtedy mogę mieć nadzieję wiary, że przyjdzie i dla mnie dzień, w którym dane mi będzie wyśpiewać mój osobisty ‘Magnificat’.

W dniu, który zna tylko Bóg, i przede mną otworzą się drzwi wieczności. Jeśli moim drugim imieniem w życiu będzie Miłość - wtedy za tymi drzwiami doświadczę tego, czego od zawsze pragnęło moje serce: Nieba.

O to, by tak się stało, pragnę błagać słowami modlitwy, którą także dziś zanosi Kościół, prosząc Boga o błogosławieństwo kwiatów i ziół: „...A gdy będziemy schodzić z tego świata, niech nas, niosących pełne naręcza dobrych czynów, przedstawi Tobie Najświętsza Dziewica Wniebowzięta, najdoskonalszy owoc tej ziemi, abyśmy zasłużyli na przyjęcie do Twojego domu" . Niech tak się stanie. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz