poniedziałek, 22 sierpnia 2016

"...Wielkie będzie Jego panowanie..."

(source: Pixabay)
 
Pasją niektórych osób jest kolekcjonowanie fotografii, czasem autografów lub innych pamiątek, związanych ze sławnymi ludźmi. Przyjemnie jest pochwalić się przed innymi zdjęciami, na których ktoś sławny patrzy na nas, a może ściska dłoń...

Dość sceptycznie podchodziłam do tego typu emocji, ale kiedy w Roku Jubileuszowym 2000 miałam możliwość sfotografowania Ojca Świętego - św. Jana Pawła II z odległości ok. 2,5 metra (i to bez tłumów dzielących mnie od niego, gdyż stałam za barierką przy trasie Jego wolnego przejścia), wtedy doświadczyłam tego ‘czegoś’: tego dreszczu emocji, ale bardziej takiego dobrego promieniowania świętości, a pewnie i promieniowania Jego ojcostwa. Jeszcze bardziej zaś mogłam tego doświadczyć, gdy miałam łaskę podejść do św. Jana Pawła II...móc poczuć dotyk Jego błogosławiącej dłoni na moim czole...

Papież, królowie, możni tego świata, aktorzy, dziennikarze... lista ludzi sławnych z tego czy innego powodu rośnie z dnia na dzień. Nie każdy jednak może sobie pozwolić na osobisty kontakt z bohaterami oglądanymi najczęściej na szklanym ekranie.

W tej pogoni za sławą i ludźmi sławnymi często jednak zdarza się zapomnieć, że... takie spotkanie jest możliwe codziennie, a nawet przez cały dzień. W rzeczywistości mniej dotykalnej i mniej popularnej, niż ta z pierwszych stron gazet. W wymiarze duchowym. Słowa jednej z młodzieżowych piosenek uzmysławiają tę prawdę: „Jesteś Królem...Królem jest Bóg!”

Gdy rodzi się król, wtedy wielka radość panuje na ziemi jego narodzenia. Co dopiero, gdy rodzi się Król królów! O tej radości z narodzenia takiego właśnie Króla przypomina dziś prorok Izajasz w pierwszym czytaniu: „Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło. Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele. Rozradowali się przed Tobą, jak się radują we żniwa, jak się weselą przy podziale łupu. Bo złamałeś jego ciężkie jarzmo i drążek na jego ramieniu, pręt jego ciemiężcy jak w dniu porażki Madianitów. Albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany, na Jego barkach spoczęła władza. Nazwano Go imieniem: „Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju”. Wielkie będzie Jego panowanie w pokoju bez granic na tronie Dawida i nad Jego królestwem, które On utwierdzi i umocni prawem i sprawiedliwością, odtąd i na wieki. Zazdrosna miłość Pana Zastępów tego dokona.” (Iz 9,1-3,5-6)

Król ten - choć prawdziwy Bóg - zechciał przyjąć ludzkie ciało i narodzić się jako prawdziwy Człowiek. Chciał narodzić się w ludzkiej rodzinie. Zapragnął, aby już w dzieciństwie Jego maleńka dłoń mogła ściskać dłoń tak matczyną, jak i ojcowską.

Bóg tego zapragnął z całego Serca, ale nie chciał wdzierać się siłą w ludzki świat. Swoje przyjście uzależnił od jednego małego ‘Fiat’ – „Niech mi się stanie...” młodej kobiety z Nazaretu: „Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”. Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. (Łk 1,26-38a)

Jako Matka Króla Maryja nie miała ‘królewskiego’ życia. Zamiast zaszczytów – wiele cierpienia. Nie miała dworu i służących. To Ona pozostała na zawsze pokorną Służebnicą Pańską. Nie było w Niej jednak krzty zwątpienia. Jej ‘Tak’ dla Boga jest nieodwołalne. Na każdą radość i każdy smutek. Nie cofnęła go nawet w obliczu dramatu Krzyża, gdy Jej Syn stał się Królem ukrzyżowanym. Ona jednak wierzyła niewzruszenie, że to nie koniec. Tę wiarę potwierdził blask poranku Zmartwychwstania.

Tę wiarę wyznaje także przez wieki Kościół słowami Credo Nicejsko-Konstantynopolitańskiego: „I zmartwychwstał dnia trzeciego, jak oznajmia Pismo. I wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. I powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych: a królestwu Jego nie będzie końca.”
 
Czy Ten, który króluje w Niebie, mógł nie ukoronować Swojej Matki? Uczynił to jako Bóg i jako Syn. Wspomnienie tej prawdy - że Najświętsza Maryja Panna jest Królową - dziś obchodzi cały Kościół.

Wołajmy z radością do Maryi hymnem brewiarzowym z Nieszporów tego właśnie dnia: „Kiedy modlisz się, Najświętsza, z Tobą modlą się niebianie. Niech, Królowo, Twoje prośby wzruszą serce Wszechmocnego. Matko, która możesz wszystko, spełnij dziś błagania wiernych, a po ziemskim bytowaniu daj nam błogi pokój nieba.” Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz